... a przecież jeszcze przed chwilą rezerwowaliśmy salę. Chwaliliśmy się terminem...
i minęły te dwa lata. Czas leci niesamowicie szybko.
A to całe obmyślanie dekoracji, planowanie... to był cudowny, piękny czas.
Czasem aż mi smutno, że to już po...
Jak się pewnie domyślacie, właściwie wszystkie dekoracje na salę robiłam sama - z pomocą najbliższych mi osób. Miałam mnóstwo wymarzonych łapaczy snów, które kosztowały nas ogrom włożonego czasu. Ale zaczęłyśmy już w październiku, więc miałyśmy sporo czasu.
Kwiaty na salę kupowałyśmy w piątek o świcie na giełdzie kwiatowej w sąsiednim mieście.
Wymarzyłam sobie fuksjowe piwonie. I chociaż dużo osób odradzało - i prawie się ugięłam (bo to za dzikie...) - to na krótko przed ślubem postanowiłam wrócić do pierwotnego pomysłu. Jak to mówią - pierwsza myśl jest najlepsza. I wiecie co? Nie żałuję. Ten kolor przecudownie ożywił stoły... a same piwonie, kupione jeszcze w kulkach, przecudnie się rozwinęły na wesele. Uważam, że dekoracje kwiatowe wyszły nam przepięknie, a do tego duuużo niższym kosztem, niż przy zamówieniu z kwiaciarni.
Na zdjęciu kosz pełen kwiatów - zaraz po wyjściu z giełdy ;)
Chciałam być na tyle ambitna, żeby zrobić też butonierki, ale zamiast podpatrzeć wcześniej jak się je robi, włączyłam sobie filmik w piątek wieczorem... i z przerażeniem doszłam do wniosku, że nie mam żadnego drutu florystycznego. W związku z tym w sobotę rano zaraz po otwarciu pojechałam z tatą do najbliższej kwiaciarni - mówię do Pani, że chciałabym kupić 4 butonierki... Pani pyta: "na kiedy?" ja odpowiadam - NA JUŻ...
Na szczęście bez problemu Pani florystka zrobiła nam butonierki na miejscu.
Później już było na luzie - makijaż, fryzura, nawet był czas na herbatę i ciacho.
I tak jak wcześniej się nie stresowałam - tak w momencie ubierania sukni złapał mnie stres. I nie opuścił aż do przysięgi.
Goście później mówili nam, że w Kościele wszystko wyszło tak pięknie, że w ogóle się nie stresowaliśmy... hahaha taaaaak :D ale może pomyśleli tak dlatego, że na stres reagowaliśmy śmiechem.
Ale było PIĘKNIE...
Najbardziej cieszyło mnie to, że ci wszyscy goście byli tam dla NAS. A byli prawie wszyscy zaproszeni. Niesamowite uczucie...
Świeżo upieczeni nowożeńcy:
A to zdjęcie uwielbiam... radość aż z niego kipi ;)
Teraz czekamy na zdjęcia od fotografa (już przebieram nóżkami!), żeby sobie przypomnieć te piękne chwile.
Pozdrawiam - świeżo upieczona żona ;)
(no, z miesięcznym stażem, hehe)