środa, 28 października 2015

Słodkości (cz.15)

Dziś kolejna porcja słodkości:)
Zacznę od mojego pierwszego, piętrowego torta - zrobiłam go z okazji 25lecia ślubu moich rodziców.
"Składałam" go na ostatni moment, bo bałam się, że bez żadnych wsporników nie wyjdzie...
Trząsł się jak galareta, byłam przerażona, że nie dotrwa :P
w lodówce posiedział może 3h, na szczęście się nie rozleciał, tylko trochę "osiadł"


Krem to śmietana z mascarpone, dodałam też własny dżem porzeczkowy. Ozdobiłam, jak widać, świeżymi kwiatami i cukrem pudrem. I mój luby nawet pomagał mi te kwiatki układać :)

tu mały bonus - i przy okazji chwalę się moją babeczkową spódniczką :)

Tarta - przepis wzięłam z gazety, krem z tego co pamiętam to po prostu mascarpone wymieszany z 2 białymi, rozpuszczonymi czekoladami. I do tego borówki - połączenie idealne!

Sernik nowojorski, klik
że taki sernik zrobię, zawzięłam się już w Zakopcu przy okazji wizyty w kawiarni. No i słowa dotrzymałam, wyszedł super :)

Torcik z owocami leśnymi, klik

Sernik z oreo, klik
chciałam zrobić ładniejsze zdjęcie, ale nie zdążyłam - goście już zaczęli go konsumować... i bardzo chwalili ;)

Sernik chatka - przepis wzięłam pierwszy lepszy z neta, w sierpniu jak miałam praktyki to mieszkałam u babci - zachciało mi się zrobić jakieś ciasto, ale takie na szybko i bez pieczenia - wiadomo, obcy piekarnik trochę przeraża :)
Padło na chatkę, i już wiem, że robiłam ją pierwszy raz, ale zdecydowanie nie ostatni ;)

muffinki z gruszkami i imbirem, klik
co do muffinek, to w ostatnim czasie jestem bardzo wybredna i mało które mi smakują. Te jednak do nich należą :) są mokre, słodziutkie, z chrupiącą skórką... najlepsze na ciepło. Niebo w gębie!

A tutaj jeszcze ciasto czekoladowe ze zmielonymi migdałami. Mocno mokre, kruszące się, ale pyszne w smaku. Przepis mam od znajomej :) gdyby ktoś chciał, to poszukam i zeskanuję.

Pozdrawiam Was słodko ;)

sobota, 24 października 2015

Kolorowe koralikowce

Za oknem pogoda typowo jesienna - na szczęście liście na drzewach są przepięknie kolorowe... ten czas jeszcze "lubię", chociaż lepszym słowem byłoby "toleruję". Najbardziej nie lubię tego jesienno-zimowego czasu, gdy nie ma już liści, ale nie ma jeszcze śniegu. A najgorzej, jak na dodatek nie ma słońca...
więc cieszmy się póki co kolorami! Ja ostatnio spaceruję po lesie i podziwiam :)

i dorzucam jeszcze więcej kolorów!








Biżutki z tych prostszych, ale też mających swój urok :) szczególnie lubię te "na bogato", jak na pierwszych zdjęciach.
Udanego, ciepłego weekendu Wam życzę!

wtorek, 20 października 2015

Październikowa solenizantka - Dorota

W październiku urodziny obchodziła kolejna zdolna kobitka z naszej urodzinowej "gromadki" -  Dorotka :) zobaczcie, co dla niej przygotowałam.

Zdjęcia robiłam totalnie na dziko - przed samą wysyłką... a po zgraniu na komputer okazało się, że są prześwietlone :P no cóż - następnym razem zrobię zdjęcia na spokojnie.


Karteczka - przez to słońce kolory są strasznie przekłamane

bransoletka ze sznurków i rzemieni


i dwa świeczniki z malutkich słoiczków


Idealne na klimatyczne, jesienne wieczory ;)

Do tego słodkości i przydaśki.
Mam nadzieję, że solenizantce prezent się spodobał :)

czwartek, 15 października 2015

Prywata

Czyli swego rodzaju podsumowanie moich długich wakacji :)
Jak pewnie część z Was wie - zostałam po raz pierwszy matką chrzestną :)



To było dla mnie niesamowicie ważne wydarzenie. Ależ ten czas leci... jeszcze 4 miesiące i mój chrześniak będzie miał roczek!

Oprócz tego...
byliśmy na Openerze - ja w tym roku byłam 2 dni :)



Ale to nie koniec festiwali - nie mogłam sobie odpuścić Globaltiki - byłam bodajże 3 raz i jestem niezmiennie oczarowana klimatem tego festiwalu! Nie jest tak dużo ludzi jak np. na Openerze - w porównaniu do niego to to jest impreza kameralna ;)
odbywa się w parku, w otoczeniu natury... jest jakiś taki luźny klimat - totalny chill :) poznawanie muzyki z najodleglejszych zakątków świata - to jest to!

Podczas Globaltiki złapało nas paru paparazzich... ;)


Uwielbiam te zdjęcia - są klimatyczne :)

Co więcej?
Udało mi się wreszcie przekonać Lubego, aby został honorowym dawcą krwi...
nawet nie wiecie, jak mi serducho urosło, jak się zgodził i oddał krew! Myślałam, że będę fruwać ze szczęścia!
Bałam się chyba bardziej niż on (że mi np. zemdleje :P)
Ja sama niestety nie mogę krwi oddawać...



Byłam też ze znajomą na festiwalu kolorów - nie mogłam sobie odpuścić, w końcu uwielbiam, jak jest kolorowo i pozytywnie ;)

I na koniec - byliśmy w Tatrach przez prawie 2 tygodnie... było to dla mnie bardzo męczące (fizycznie), ale jakoś dałam radę. Po tak wysokich górach chodziłam pierwszy raz.
Już pierwszego dnia mieliśmy styczność ze śniegiem na szczytach (który mnie nieźle wystraszył...)

Tu na Rakoniu, przed wejściem na następny szczyt (Wołowiec) na którym złapał mnie kryzys

tu schodzimy z Wołowca, już krzywa mina :P

Ale uśmiech wywołał wtedy u mnie taki mały bałwanek :)

Nasza najbardziej hardkorowa wyprawa prowadziła na Krzyżne. Była strasznie długa, skręciłam kostkę podczas powrotu no i goniły nas ciemne chmury... Myślałam, że kolana mi wysiądą (nigdy nie miałam z nimi problemu)

tutaj widok z Krzyżnego na Dolinę Pięciu Stawów

Podczas ostatnich dni robiliśmy lajtowe trasy - tutaj Polana Rusinowa... totalnie mnie zauroczyła! Mogłabym tam siedzieć i siedzieć...


Ale żeby nie było... oczywiście nie mogłam sobie odpuścić pięknych deserów ;)
mój to ten po lewej - Snickers, czyli masa orzeszków, kajmak i śmietana z czekoladą... nie podołałam.
WSTYD. ja nie podołałam!... :P

Tutaj nasze genialne desery-lody w Tygodniku Podhalańskim - swoją drogą bardzo polecam tą kawiarnię! Piękny widok z góry, no i bardzo smacznie ;)
po lewej to mój deser - lody cynamonowe (?) przykryte sosem pomarańczowym. Patryk miał lody z owocami leśnymi i bitą śmietaną.

Skusiliśmy się też na drinki - w życiu nie piłam takich dobrych!
Mój to ten po lewej (znowu ;))
truskawka - limonka, po prawej Polish Mojito z syropem piernikowym i wódką gruszkową.
Było ciężko, ale było też smacznie ;)

Ogólnie podczas moich wakacji działo się dosyć sporo... no i cały sierpień miałam praktyki.
Czas wrócić do rzeczywistości...

niedziela, 11 października 2015

Pierwszy ślubny album (pierwszy-w ogóle-album)

Czyli pozostajemy w ślubnej tematyce ;)
Całkiem niedawno moi rodziciele obchodzili zacną, 25 rocznicę ślubu. Już dobrych kilka miesięcy wcześniej wymyśliłam sobie, że zrobię dla nich album ze zdjęciami... Może i pomysł oklepany, ale kto im taki album zrobi, jeśli nie dzieci? To my mamy najlepszy dostęp do albumów ;)
Tak więc powolutku kompletowałam zdjęcia, zarówno te z komputera, jak i te z albumów (skanowałam). Przyszedł czas wywoływania - suma sumarum wywoływałam je 2 razy.

Może się wydawać, że zrobienie takiego albumu zajmie niewiele czasu. Nic bardziej mylnego (przynajmniej w moim przypadku...)

Zanim wszystko dobrałam tak jak mi pasowało, ponaklejałam, ozdobiłam środek to minęło mnóstwo czasu.

A oto jak się prezentuje:


Jest całkiem spory - 25x25cm

 Wykorzystałam w nim haft wykonany przez Anielique


Na tył nakleiłam tylko kartkę w kwiatki, coby nie było tak pusto i biało

W środku naklejałam po 2 zdjęcia na stronę. Najchętniej na każdą najpierw nakleiłabym ozdobną kartkę, jak ta wyżej - ale doszłam do wniosku, że zbankrutowałabym - musiałabym zamówić 22 takie kartki, a to całkiem spory wydatek. Dodawałam więc komentarze (najczęściej stempelkami/wycinankami) i tekturki.

Tutaj przykładowa strona - mówiąca o mej skromnej osobie :D
(komentarz dotyczy grzywki - nie wiem, czy dobrze to widać na zdjęciu ;))



tutaj ja z sisterką :D



W środku znalazło się sporo "głupich" zdjęć - czyt. na przykład takich z głupimi minami ;) 
ale wychodzę z założenia, że takie zdjęcia są najlepsze - po latach przeglądając je buzia sama się śmieje!
I faktycznie - jak rodzice oglądali ten album podczas imprezy, wywołał sporo śmiechu ;)

Warto było włożyć w niego tyle czasu - dla mnie jako początkującej scraperki (o ile mogę w ogóle tak siebie nazwać :o) ten album był niezłym wyzwaniem... o ile już skończyłam okładkę, to musiałam np. podoklejać zdjęcia, o jednym bardzo ważnym zapomniałam i musiałam np. jedno wyrwać i zastąpić innym... potem, właściwie na ostatni moment pisałam na pierwszej stronie dedykację - to było dla mnie dosyć męczące, bo akurat totalnie nie miałam weny :P
ale za to zrobiłam go sama, praktycznie od A do Z - dobrze jest mieć chociaż niewielkie umiejętności w tej dziedzinie :)

A jak Wam się podoba?